środa, 23 czerwca 2010

Historie tramwajowe

Przez kilka blogów przewinął się ostatnimi czasy temat ustępowania kobietom w ciąży miejsc w kolejkach do kas. Jak wiadomo - nie jest świetnie. Mnie też przepuszczono aż raz, ale specjalnie zębami nie zgrzytam, bo moje samopoczucie psychiczne i fizyczne jest dobre i postać sobie mogę. Gorzej jest w tramwajach, które jadą, hamują, skręcają i łatwo o utratę równowagi. Tu by się jak najbardziej przydało, żeby ktoś jednak nam tego miejsca ustąpił.
   Z doświadczeń własnych zauważyłam, że ustępują najczęściej młode kobiety. Starsze - siedzą, bo im też się należy. Młodzi panowie udają, że mnie nie ma, są zasłuchani w muzyce z iPodów albo zaczytani w najnowszy numer bezpłatnego "Metra", tudzież zapatrzeni w szalenie interesujące krajobrazy zaokienne. A ty sobie kobieto stój. Albo sądzą, że taka po prostu jestem gruba czy co? :P Nie zżymam się jednak, bo kobietki jednak wstają (zwłaszcza teraz, jak już mam naprawdę spory brzuch) i zwykle mam gdzie siedzieć. Konkluzja jest jednak nieciekawa - szarmanckich mężczyzn jak na lekarstwo.
   Wczoraj, gdy wracałam z jogi, znów zerwała się z siedzenia młoda kobietka, ustępując mi miejsce. Zaczęłyśmy sobie rozmawiać, bo okazało się, że nie tak dawno ona sama była też w ciąży i wie, jak to jest. W sensie - jak nikt Cię nie dostrzega i udaje, że wcale w tej ciąży nie jesteś. I że sama była świadkiem niemiłej sceny, jak kobietę ciężarną, siedzącą na miejscu oznaczonym "dla matek z dziećmi" opie...liła starsza pani, że jej nie ustępuje miejsca. Na szczęście zaraz obok stał mąż tej ciężarnej, który z kolei opier...lił starszą panią za tupet. Smutne, że starsze panie nie empatyzują. Kiedyś same były w ciąży, wiedzą jak bywa ciężko. Ale widać każdy myśli tylko o własnej d....
   Z panią z tramwaju jechałyśmy do końca i przegadałyśmy całą drogę. Dowiedziałam się, że ma córeczkę 9 miesięcy, że mieszka z rodzicami (co bywa uciążliwe) i paru innych rzeczy. Na przystanku pożegnałyśmy się jak dwie koleżanki, uśmiechnięte. Miłe doświadczenie. Do zapamiętania.


   Widzieliście suwaczek? 59 dni! :D

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Zbieractwo - część druga

Po pierwszym, intensywnym czasie zakupowania rzeczy dla bobaska przyszedł czas spokoju. I wczoraj właśnie się skończył. ;) Pewnie to sprawka tęsknego wypatrywania mojego męża na horyzoncie (przylatuje w piątek) i ogólnego poczucia nic-nie-robienia, ale znów zaczęłam rozglądać się po mieszkaniu z lękiem, że "my nic nie mamy dla dziecka". Co nie do końca jest prawdą - komoda zawalona ubrankami, kosmetyki jakieś też mamy, fotelik jest... Za to brakuje tylu innych rzeczy. Poza tym - ciuszki są schowane, to ich nie widać, kosmetyki też stoją w szafce zamknięte, fotelik przywalony stosem ubrań do prasowania. :P No nic nie ma!
   Dla pognębienia, zwiedziłam wczoraj IKEĘ, a konkretnie dział dziecięcy: łóżeczka, gryzaczki, kocyki, ręczniczki... wszystko kolorowe i śliczne, i nic z tego nie mam. Czuję, że czas na zakup łóżeczka wraz z materacykiem, żeby można je było postawić w pokoju (czym zagracimy jest kompletnie, ale trudno) i żebym mogła się na nie gapić całymi dniami. ;) Potrzeba otaczania się akcesoriami dziecięcymi jest naprawdę spora. Wszystkiego naraz się nie da, przynajmniej póki nie ma Adasia, bo z moim noszeniem czegokolwiek lub też dalekimi wycieczkami nie jest już tak fajnie, jak było jeszcze miesiąc temu (krzyż). Więc czekam na piątek. W międzyczasie zamówiłam sobie rożek dla bobaska: małe toto i tanie, ale przynajmniej coś nowego będę miała w swoich łapkach. Wyglądać ma tak:
Zobaczymy, czy zdjęcie oddaje rzeczywiste kolory. Mam nadzieję, że przyjdzie szybciutko.

A chusty dalej nie kupiłam. Wybieram się do "Cafe Bocian" jutro, bo tam mają ponoć jakieś Nati i chcę sobie ceny sprawdzić. A jak nie, to zostaje allegro. :)

wtorek, 15 czerwca 2010

Warsztaty chustowe

Wczoraj na 11:00 pojechałam sobie na swoje pierwsze w życiu warsztaty z chustonoszenia. Miało być trochę teorii i trochę praktyki, ale opcja praktyczna zdominowała spotkanie. :P
   Było nas 6 mam, z czego dwie już prawdziwe, ze swoimi kruszynkami, i 4 ciężarówki, do tego Magda - bo ktoś musiał nas wpuścić na teren szkoły jogowej - razem ze swoimi dwoma chrabąszczami, oraz prowadząca Ania i jej dwie córeczki. Zatrzęsienie dzieci w wieku różnym, od 6 tygodni do 2 lat. Co też trochę pomogło oswoić się z tym, że dzieci są różne. Naprawdę.
   Kto miał ze sobą bobaska - wiązał chustę na nim. My, z brzuszkami, dostałyśmy lalki-bobaski, bo na czymś przecież trzeba ćwiczyć. :P I do dzieła! Nauczyłyśmy się dwóch typów wiązań: kieszonki i kangurka. Przyznam, że od początku moją faworytką została kieszonka, którą wiąże się szybciej i łatwiej, przynajmniej dla mnie. Moja lalka-synek czuła się w kieszonce bardzo dobrze, a ja nawet jeszcze lepiej - niesamowite poczucie, że faktycznie masz przy sobie małe dziecko, wtulone w twoje piersi, bezpieczne. Ze zdwojoną mocą zatęskniłam za moim kaczątkiem: żeby tak już móc je przytulić...
   Była też sytuacja bardzo poważna: jedna mama popłakała się, kiedy jej synek (3 miesiące) uparcie nie chciał się dać zamotać do chusty, choć ona i jej mąż bardzo chcieli tak właśnie go nosić. Nerwy, bezsilność, poczucie przegranej... Na szczęście Ania, prowadząca, nie dała jej się poddać. Okazało się, że młody po prostu nie lubi kieszonki, woli kangurka. Jak pisałam - każde dziecko jest inne. Ulga na twarzy młodej mamy, chłopczyk wtulony w nią, spokojny. Nam też się buźki śmiały. :)
   I z zabawnych: Ania tłumaczy wiązanie, jak sobie ułatwić: "Można przy tym się lekko kołysać razem z dzieckiem, to je uspokoi, kiedy my będziemy wiązać chustę..." - tu spogląda w kierunku ciężarówek, które już od dłuższego czasu motają się chustami i... kołyszą swoje lalkowe dzieci. :P Instynkt. Niesamowita sprawa. :)
   Warsztaty zaliczam do udanych. Było głośno (dzieci), był bałagan (pokruszone ciastka na podłodze i latające kartki), ale było bardzo kameralnie i sympatycznie. I czegoś się nauczyłam. Chusta - mus obowiązkowy! Ale jednak nie elastyczna, mimo przepięknych kolorów (chyba że jako dodatkowa) - inwestuję w tkaną, bawełnianą. Teraz tylko krótka konsultacja z mężem na temat koloru i już. Jak kupię - pochwalę się, co to. :) A tymczasem zmykam na jogę.

niedziela, 13 czerwca 2010

69

Patrzę na suwaczek każdego dnia i coraz mi fajniej - 69 dni do narodzin Antoszka. Wygląda, jakby to miało być już-zaraz-teraz, choć to jeszcze ponad 2 miesiące. Ale lepsze 69 dni niż 70... Skończone 30 tygodni, zaczynamy 31 tydzień i, co za tym idzie, kończymy 7 miesiąc ciążowego życia. Zawsze, gdy zbliża się jakaś cezura: koniec jednego trymestru/początek kolejnego albo koniec jednego miesiąca/początek kolejnego - czuję wielką radość, że jednak czas płynie. ;) Patrzę wstecz i myślę: jejku, ile to już minęło! Ani się obejrzałam... choć codziennie myślę sobie, że wlecze się to wszystko niemiłosiernie.
   Bobas jest już bardzo silnym, młodym mężczyzną, o czym daje znać każdego dnia. Zupełnie wyraźnie daje się wyczuć jego ruchy, nawet gdy idę. Kiedyś musiałam siedzieć/leżeć w miarę nieruchomo i "wsłuchiwać" się w pukanie z brzuszka. Teraz brzuszek lata na boki, wybrzusza się miejscami (łokietki? stópki?), zupełnie nie da się go ignorować. Czasem to przeszkadza, np. przy czytaniu książki albo próbach zaśnięcia, ale jakoś się z młodym dziedzicem dogadujemy. Mam też już pewność, że nie leży w poprzek, tylko wzdłuż mojego brzucha. Inaczej rozkładają się ruchy maluszka. Mam szczerą nadzieję, że to główka jest u dołu, a nie odwrotnie. Pewność zyskamy 1 lipca, bo wtedy wypada mi wizyta u mojej lekarki i zrobimy sobie kolejną fotkę. :)

   Nie chwaliłam się też, ale od paru tygodni słucham kołysanek dziecięcych. :P Polecam "Kołysanki Mini Mini" - spokojny żeński wokal i lekki akompaniament na pianinie. Cudownie wycisza i usypia. Włączam je wieczorem, żeby Antoś się przyzwyczajał, że o tej porze to się śpi, a nie bryka. :P Moja ulubiona to ta ---> KLIK. W oryginale śpiewa ją Seweryn Krajewski, ale z tym wykonaniem utożsamiam się bardziej: mama śpiewająca swojemu synkowi. Przepiękne.

piątek, 11 czerwca 2010

Syrena jeziorna :P

Błagałam o ładną pogodę, kiedy tygodniami lało. Teraz najchętniej poprosiłabym o trochę chłodu - człowiek to taka kapryśna bestia. :P Upały dają mi się we znaki, choć raczej nie wiążę tego bezpośrednio z ciążą. Mój mąż, kot, ludzie w tramwajach i na ulicach zdychają z gorąca tak samo, jak ja.
   Postanowiliśmy wykorzystać słońce i fakt, iż Adam przyjechał na parę dni, i wybraliśmy się nad Jezioro Strzeszyńskie. On głównie się opalał, a ja nie wychodziłam z jeziora. Woda była idealna: nie zimna, ale chłodząca, przejrzysta, dno piaszczyste... Spokojną żabką płynęłam na środek jeziora, tam leżałam sobie na wodzie, a potem wracała na brzeg wysuszyć się i z powrotem do wody. :) Myślę, że kaczątko moje lubi pływanie z mamą, ma wtedy 200% środowiska wodnego wokół siebie. :P Poza tym ciało cudownie odpoczywa w wodzie. Chcąc-nie chcąc nawet się opaliłam, głównie na twarzy i ramionach, które pieką mnie dziś niemiłosiernie.
   Adam rano poleciał znów popracować trochę, a ja zostałam w domu ze swoim standardowym zestawem rozrywek (komp, książka, wyszywanie). Marzy mi się jezioro...

czwartek, 3 czerwca 2010

Obrót

Mam wrażenie, że młode kaczątko postanowiło się już obrócić główką do dołu. Do tej pory leżał sobie w poprzek: główka z prawej, nóżki z lewej. Zresztą dało się wyraźnie wyczuć, że prawa strona brzucha jest jakby bardziej napięta i wybrzuszona, niż lewa - główka to jednak największa część ciała bobaska. We wtorek po jodze miałam okropne poczucie ciągnięcia i wypychania z prawej strony, jakby Antek postanowił mi się głową przewiercić na zewnątrz. Stanie, leżenie, siedzenie - żadna pozycja nie dawała ulgi. Pomyślałam: no, na tym się kończy mój ciążowy błogostan, czas wejść w fazę niedogodności.
   Ale nie. W środę czułam się już normalnie, dziś też. Ruchy dziecka za to przesunęły się bardziej ku centralnej części brzuszka. Pępek faluje w rytm machania rączkami. :P Nie wyczuwam już główki tak wyraźnie z prawej, raczej pod kątem do dołu... Przywidzenia czy faktycznie młody staje na głowie?